Strony

12 września 2012

rozdział trzeci


   Nie mogłam zasnąć. Po raz kolejny powracały do mnie słowa Ali. „Dzięki za wszystko Malutka”. Zawsze przekręcała moje przezwisko, ale nie to teraz było najważniejsze. Czemu to mi brzmiało jak jebane pożegnanie? Jakbyśmy nigdy więcej miały się nie zobaczyć. Niczego nie bałam się bardziej jak stracić jedyne bliskie mi osoby, jakie zostały.
   Po raz kolejny przewróciłam się z boku na bok. Złudne nadzieje na sen. Zapaliłam lampkę. Za oknem zaczęło świtać. Na szczęście nie szłam do szkoły, rodziców i tak to nie interesowało. Wciąż siedzieli, sama nawet nie wiem gdzie przesyłając jedynie pieniądze na utrzymanie. Wtuliłam się w poduszkę. Do szkoły nie chodziłam nie pamiętam, od kiedy. Nie czułam takiej potrzeby. Wolałam siedzieć w domu, tu nikt nie mógł mnie skrzywdzić. Od zawsze byłam tematem wyzwisk i poniżeń ze strony rówieśników.
    Spojrzałam na ścianę. Tuż przy drzwiach odznaczał się ciemniejszym obszarem średniej wielkości prostokąt. Kiedyś wisiał tam obraz, który dostałam od dziadka. Anioł stróż przeprowadzający przez most dwójkę dzieci. Uśmiechnęłam się do wspomnień a modlitwa do anioła stróża sama cisnęła mi się na usta. Często odmawiałam ją z dziadkiem i Dawidem. Wtedy wszystko było prostsze.
   Powoli wstałam kierując się do kuchni. Strasznie chciało mi się pić. Wracając przez uchylone drzwi dostrzegłam leżącego na plecach Dawida. Miał otwarte oczy.
                -Problemy ze snem?- Zapytałam cicho opierając się o framugę.
Zadarł głowę do góry by móc na nie spojrzeć. W jego oczach malował się smutek.
                -Śnił mi się dziadek.- Powiedział cicho.
Przez moją twarz przebiegł lekki uśmiech. Widać nie tylko ja o nim dziś myślałam.
   Dziadek od strony ojca zajmował się Dawidem, od kiedy skończył 7 lat. Jego rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. (Szansa, 1 do 10000 że akurat twój lot będzie feralny.) Najlepszy dziadek pod słońcem. Wszystkie dzieciaki z osiedla go lubiły. Zawsze miał przy sobie jakieś słodkości. Jako że dziadek mieszkał blok obok ja i Dawid wychowywaliśmy się razem. Już wtedy moi rodzice jeździli po świecie tak, więc to dziadek się nami zajmował. Zmarł jakieś 4 lata temu. Wtedy opiekę nad nim przejęli rodzice. Cieszyłam się, że nie będę musiała zostawać sama w domu. Mój brat kończył wtedy szkołę i wybierał się na studia.
                -Musisz jeszcze spróbować zasnąć inaczej w szkole będziesz padnięty- powiedziałam kładąc się koło niego.
Chociaż z dnia na dzień stawaliśmy się sobie coraz bardziej obcy, nadal łączyła nas nić braterstwa. Przeważnie objawiało się to w takich właśnie momentach. Gdy powracały wspomnienia o Dziadku.
                -I kto to mówi.- zaśmiał się cicho przytulając się do mnie. –Z resztą dziś sobota.
Prychnęłam pod nosem. Dla mnie była wieczna sobota. Jak się nie chodzi do szkoły traci się poczucie dnia.
Spojrzał na mnie tymi swoimi przeraźliwie błękitnymi oczami. Od gimnazjum miał opinię „ciacha”. Z tymi oczami i blondwłosą czupryną. Wszystkie dziewczyny marzyłyby się z nim spotkać, dlatego nienawidziły mnie, że jestem tak blisko niego. Oczywiście nigdy nie kryły swej nienawiści do mnie.
                -Powinnaś zacząć chodzić do szkoły.- powiedział bawiąc się pasmem moich włosów.
Prychnęłam z rozbawieniem. Ile to już razy mi to mówił? Nie miałam najmniejszego zamiaru tam się ruszać.
                -Ich i tak to nie obchodzi.- wiedział, że chodzi o moich rodziców.
                -Zrób to dla Dziadka- posmutniałam na chwilę.
Nie byłby zadowolony z tego. Zawsze ciągnął nas do nauki byśmy mieli lepiej. Robił wszystko byśmy trafili do wymarzonych szkół.
    Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Gdy się obudziłam, słońce już grzało w najlepsze. Sądząc po zapachu smażonych naleśników, Dawid krzątał się w kuchni. Przeciągnęłam się leniwie nie chcąc jeszcze wstawać. Jednak, gdy usłyszałam głośne burczenie mojego brzucha domagającego się jedzenia wstałam.
                -Dzwoniła ciocia. Przelała pieniądze.- powiedział, gdy tylko usiadłam za stołem.
Skrzywiłam się nieco. Tak, jedyny moment, gdy rodzice dają jakikolwiek znak życia to telefon bądź sms, gdy są bardziej zajęci, że pieniądze są na koncie.
                -Więc możesz w końcu kupić części do motoru, o których tyle ostatnio mówiłeś.
                -Nie mogę to nie moje pieniądze.- odparł.
Naprawdę nudziła mnie w kółko ta sama rozmowa na temat pieniędzy i ich właściciela. Prawda była taka, że Dawid nie lubił wydawać więcej niż było to konieczne na podstawowe potrzeby. Wszystko przez to, że moi rodzice byli tylko jego opiekunami.
                -Lepiej żebyś skończył ten motor niż miałyby pójść znowu na alkohol nie?
Nikomu się nie przyzna, ale ja wiem, że naprawia jakiś stary motor. Wszystkie swoje oszczędności odkładał na ten cel.
    Wieczorem, jak zawsze w soboty Dawida nie było w domu. Nie pytałam, dokąd się wybiera tak jak on nie pytał nigdy o moje wyjścia. Znudzona egzystencją w ciszy, włączyłam muzykę. Leżałam wsłuchując się w rokowe uderzenia Bad Luck. Starałam się nie myśleć o niczym nucąc kolejny utwór na liście odtwarzanych. Ten jednak zatrzymał się w połowie bym usłyszała nadchodzącego smsa.
                „wszystko w porządku?”
Prychnęłam zirytowana. Co ten Piotrek sobie myśli? O co mu chodziło z tą wiadomością? Bez sensu. Nikt normalny nie pisze takich wiadomości, z resztą, czemu miałoby być nie w porządku?  od kiedy ukrył Alicje, Ne mogę pozbyć się wrażenia, że siedzi mi w głowie. Przerażało mnie to jak dobrze zna moje przyzwyczajenia i reakcje, chociaż nie znamy się za długo ani zbyt dobrze.
   W pokoju obok coś się potłukło. Słychać było także stłumione przekleństwa. Zmarszczyłam brwi. Dawid nigdy tak wcześnie nie wracał, ale kto wie…
                -Wcześnie wróciłeś Da….-urwałam zamiast kuzyna widząc zupełnie obcego chłopka ubranego całkowicie na czarno.
Obrzuciłam wzrokiem salon. Wszystko było powyrzucane z szuflad, szafki pootwierane. Jednym słowem nie złe pobojowisko. Musiała minąć dłuższa chwila nim dotarło do mnie, że właśnie mam włamanie do domu!.
Włamywacz zaklął pod nosem. Powoli zaczął się do mnie zbliżać. Odruchowo o tę samą odległość się cofnęłam aż uderzyłam o coś miękkiego. Odwróciłam się z przerażeniem widząc kolejnego intruza. Ten szybko złapał mnie unieruchamiając ręce.
                -Proszę proszę czy to nie podopieczna Ziutka?
Nim się spostrzegłam, pierwszy z nich związał mi ręce. Drugi z nich o nienaturalnie niebieskich oczach i ognistym tatuażem na poliku pchnął mnie na podłogę w kuchni. Upadek na kafelki bolał, jednak cieszyłam się ze uniknęłam zetknięcia z kantem stołu.
                -Gdzie jest Mazur?!- spytał kucając przede mną.
Przełknęłam głośniej ślinę poruszając się nerwowo. Przypominając sobie, z kim zadarła przyjaciółka, doszłam do wniosku, że nie są to przyjemnie typy. Mimo wszystko jednak nie mogłam im wyjawić jej miejsca pobytu. Po części dla tego, że sama go nie znałam.
                -Nie znam nikogo takiego- odparłam przełamując strach.
                -Nie wiem czy dobrym pomysłem jest mi kłamać….- mruknął przygniatając swym glanem moją prawą rękę.
Bolało jak cholera. Krzyknęłam z bólu jednak mój oprawca nic sobie z tego nie robił.
                -Zapytam jeszcze raz: Gdzie jest Mazur?!-warknął tym razem miażdżąc mi nogę.
                -J-ja nie wiem- jęknęłam- b-była tu, ale nie siedziała długo. Jakiś znajomy miał ją przechować.
                -Kto?!- kolejne pytanie przyszło z kolejnym bólem.
                -Nie wiem!- odparłam czując łzy.
Syknął wściekły niezadowolony z mojej odpowiedzi. Ostatnie, co pamiętam to ból.

1 komentarz:

  1. Świetne rozdział, jestem ciekawa co wydarzy się dalej :)
    Fajna historia. Taka o nastolatkach... fajnie <3

    OdpowiedzUsuń